BOOOSKI PÓŹNONOCNY SZOŁ 4: TERAPIA - Boooskie


Od dawna rozmawiamy o terapii, ale nigdy nie poświęciłyśmy jej całego odcinka. A tu poświęciłyśmy jej nawet cały live! Opowiedziałyśmy o tym, jak wyglądały nasze terapie, jakie to nurty, dlaczego wybrałyśmy takie, a nie inne, na co zwracałyśmy uwagę, jak
Komentarze:

dagmara tor?op: Nie mogę już znaleźć fragmentu po obejrzeniu, gdzie Kaya mówi o nazwie swojej terapii, jak się nazywa ten „nurt”?
Lena: W Warszawie to 100-150 zł za sesję, średnio 130, są ośrodki gdzie można zapłacić i 180 zł. Wiele osób potrzebujących wsparcia to studenci, osoby uzależnione finansowo, osoby, którym też przez ich problemy, które powinni przepracować ciężko utrzymać pracę. Problemy dotyczą nie tylko dobrze zarabiających ludzi, pozornie świetnie sobie radzących, a "połamanych" w sposób, którego nie widać. W tym kraju możliwość opłacenia sobie prywatnej terapii to jest cholerny przywilej, a nie zmiana priorytetów i kwestia większej zaradności finansowej. To jest moim prywatnym zdaniem najlepsza z możliwych inwestycji w swoje zdrowie, życie, ale mówienie, że powinni ludzie przestać myśleć, że terapia jest dla tych których stać zajeżdża trochę słabym coachingiem. Sama zdecydowałam się późno, bo żebym na rzęsach stawała mój budżet na i jakiś czas po studiach nie domykał się już w momencie opłacania najmu mieszkania. Poza tym nie zawsze 1-2 sesje w miesiącu wystarczą, to jest kwesta bardzo indywidualna, jak długo, jak intensywnie. Czasem to ok, czasem trzeba częściej. Przy 140 zł/h w miesiącu robi się koszt rzędu 560 zł - 700 zł, zależnie od liczby sesji. Na serio, jeśli kogoś blokuje przed podjęciem terapii brak hajsu, to retoryka - "ej, przestań myśleć, że Cię nie stać" raczej nie pomoże. Pomoże za to pokazanie, że można starać się uzyskać pomoc w ramach NFZ, że można skorzystać z doraźnych konsultacji psychologicznych, pomoże propagowanie telefonów zaufania i mówienie, że to jest ok.
xnelkaax: Aktualnie mam duży problem związany z terapia. Chodze od około 8 miesięcy i pomimo że nie widzę jakiś wielkich efektów to nie poddawałam się, rozumiałam że potrzeba czasu, itd. Tylko od kilku spotkań slysze od terapeutki, że nie umiem z nią nawiązać relacji i że ona na ten moment nie potrafi mi pomóc. Natomiast na pytanie wprost czy w takim razie uważa że powinnysmy to przerwać zbywa mnie hasłami typu ze nie moge oczekiwać ze ona mi powie co mam robić. Kurcze, o ile zalapalam już ze nikt mi nie powie jak mam żyć, to jednak od specjalisty oczekuje informacji czy dalsza wspólna praca ma sens, a jak nie to czy poleca mi jakas inna drogę. Poszlam na terapie z dwóch powodów, po pierwsze czulam od zawsze ze tego potrzebuje ale wczesniej bylam za młoda, mieszkałam z rodzicami to bym się nie odważyła, potem nie było kasy itp. Po drugie czulam się namowiona przez to że w sieci zaczelo się o tym duzo mówić i dużo osób, tak jak wy, goraco to poleca. No więc poszlam i co? Teraz już sama nie wiem czy to jest dla mnie. Poszlam tam przepracować pewne problemy, odkrywałam że ich podłożem jest coś zupełnie innego niż myslalam ale dalej ruszyc nie potrafie. Nie umiem nawiązać tej relacji, o której tak wszyscy trabia, baaa moim problem jest to ze nie potrafie zrozumieć o co z tą relacja chodzi. Czuje się jakbym zderzała się że sciana i totalnie nie umiem tego przeskoczyć.
Kiedy mówicie ze terapia zmienila wasze życie to czuje zazdrość, bo czuje ze jestem w dupie ze swoim życiem, nie mam problemu żeby to przyznać, a pomimo tego że wydaje mi się że dojrzalam do tego to wychodzi na to ze moje problemy z nawiązywaniem relacji z ludźmi powoduje że nie potrafię tez tej relacji nawiązać w gabinecie. Może faktycznie tak jak mówicie, albo nie jest to mój czas, albo ten terapeuta nie jest dla mnie ale niestety mam tendencje do odbierania takich sytuacji jako porażki i zniechęcania się. Czuje się wybitnie beznadziejnym przypadkiem jeśli chodzi o otwarcie na ludzi :(
paper_ann: Super szoł, dzięki ?. Pozdrawiam ☀️.
Gwiazdka: Ja terapię postrzegam dwojako. Z jednej strony wiem, że jej potrzebuję, żeby w końcu żyć normalnie, tym bardziej, że ostatnio nawet wszystkie testy internetowe, które robię, stwierdzają mi ciężką depresję (której nikt wokół nie potrafi zaakceptować, bo przecież nie patrzę w ścianę i normalnie rozmawiam z ludźmi, więc nie mogę mieć depresji. Tylko że są rzeczy, o których nikt nie wie, bo nie chcę ich zadręczać swoimi problemami [czyli klasyczny pogląd w depresji: wrażenie, że nikogo nie obchodzą moje problemy i że jestem tylko ciężarem], poza tym to nie są myśli, które łatwo wypowiedzieć inaczej niż w emocjach, bo jak powiedzieć "mamo, chcę się zabić"?). Nawet ja widzę, że jest ze mną źle. I mam to co Erill, czuję, że nikt mnie nie rozumie, nie chce zrozumieć i nikt nie potrafi mi pomóc. Z drugiej strony jednak mam duży problem z przyznaniem się "tak, potrzebuję pomocy, sama sobie nie poradzę", bo przez całe życie miałam przekazywane, że jeśli nie potrafisz sobie poradzić sam ze swoimi problemami, to ponosisz porażkę, a ja mam straszny problem z przyznaniem się do porażki, jednocześnie czując się jak porażka przez cały czas (paradoks depresji :) cudowne, wiem). Do tego dochodzi jeszcze czynnik finansowy i błędne koło, w którym siedzę (nie mam pieniędzy na terapię, bo nie mam pracy, ale nie znajdę pracy bez terapii, bo nie jestem w stanie). Ale staram się jednak podtrzymywać tę nadzieję, że dam radę coś zmienić, że znajdę siłę, żeby zacząć walczyć.
Paulina Kaukiel: hej dziewczyny :) myślałyście może o podsumowaniu najlepszych książek psychologicznych, które mogłybyście polecić? widzę, że od czasu do czasu pozycje pojawiają się na instagramie, ale podsumowanie byłoby super pomysłem!
Film osadzony źródło: https://www.youtube.com/watch?v=z_wjWoJek_0